Trigger warning – tekst zawiera treści, które mogą być wyzwalaczem przeżytych traum i krzywd.
Ostatnio, gdy mocno siedziałam w tematach traumy seksualnej, jakimś dziwnym trafem (mam coraz więcej pewności, że pewne systemy nieustannie nas śledzą i naszą aktywność) otrzymałam rekomendację filmu „Gra Geralda” na podstawie powieści Stephena Kinga. Skusiłam się, żeby na własne oczy przekonać się, o co chodzi w tym filmie i dlaczego w ogóle pojawił się w moim polu widzenia.
Uwaga na powrót do przeszłości
Nie będę odnosiła się do prozy Kinga, ani rozwodziła nad walorami estetycznymi filmu (przyznaję, że nie do końca je dostrzegłam, chociaż doceniam rolę Carli Gugino, a momenty dłużyzny musiałam przewijać, podobnie jak niepotrzebne w moim mniemaniu podsumowanie „dokonań” Księżycowego człowieka). Chcę natomiast poruszyć kilka cennych wątków, które według mnie zasługują na uwagę, szczególnie pod względem psychologicznym. Po pierwsze film poprzedziłabym ostrzeżeniem TW (trigger warning), którego zabrakło. Według mnie może on z łatwością przenieść nas mostami emocjonalnymi do naszych traumatyzujących zdarzeń, dotyczących m.in. wykorzystania, czy molestowania seksualnego.
Jaką grę zaproponował Gerald?
Jeśli chodzi o fabułę filmu, to ogólny opis niewiele Wam powie. Małżeństwo z wieloletnim stażem postanawia spędzić romantyczny weekend w domku na odludziu poza sezonem, gdzie decydują się dodać nieco pikanterii do swojego życia seksualnego. Gerald (Bruce Greenwood) postanawia spełnić swoje fantazje seksualne, oparte przede wszystkim o uległość i gwałt, więc przykuwa kajdankami Jessie (Carla Gugino) do łóżka. Gdy bohaterka odmawia udziału w takiej formie intymności, mężczyzna dostaje ataku serca (to nie przez jej słowa, a Viagrę, którą zażył przez stosunkiem). Uwięziona kobieta próbuje odnaleźć sposób, aby się wyswobodzić z potrzasku. No i teraz zaczyna się najciekawsze, gdy bohaterka doświadcza omamów, traci osąd, co jest rzeczywistością, co wspomnieniem, a co wytworem wyobraźni.
Studium walki z własnymi demonami
Warto wsłuchać się w słowa, które padają w dialogach między dorosłą Jessie, a jej dziecięcą wersją, a także, gdy rozmawia ona z mężem i sobą samą. Pod względem psychologicznym zwróćcie uwagę na powtórzenie historii relacji ze znaczącym meżczyzną – starszym, o ugruntowanej pozycji, który „zaprasza” do uległości, podporządkowania i poświęcenia, a także bycia strażniczką tajemnic. Jest to bardzo częsty motyw w realnym życiu, gdy nasz mózg przyzwyczajony (m.in. przez działanie neurohormonów) do obcowania z krzywdzącymi osobami, ma problem w dorosłym życiu do odczytywania zagrożenia i to co raniące, uznaje za normę.
Widzimy również, jak nastoletnia Jessie, wchodzi w rolę „ratownika”, poświęca siebie, aby ochronić rodzeństwo, a nawet matkę, która zgodnie ze słowami ojca nie może dowiedzieć się o tym, co się wydarzyło, żeby się nie denerwować, smucić itd., szczególnie że jest w ciąży.
Przyglądając się przez pryzmat terapii schematu mamy tu podstawę do wytworzenia wielu dysfunkcyjnych schematów, m.in. krzywdy i opuszczenia, podporządkowania, poświęcenia, nadodpowiedzialności, uwikłania, a także schematu wadliwości i wstydu, które w ciągu życia Jessie, będą zwalczane różnymi niezdrowymi metodami, za które bohaterka poniesie odpowiednią cenę.
Przełomem okaże się jej decyzja, gdy uzna, że już nie musi dźwigać tajemnic, ukrywać tego, co ją spotkało, a wpisze to w historię swojego życia i dodatkowo pomoże osobom, które doświadczyły analogicznej krzywdy, nazywając i normalizując to, co się wydarzyło .
Światło, mrok i cień
Kolejnymi ważnymi motywami filmu są zaćmienie słońca (to moment, gdy Jessie została wykorzystana przez swojego ojca), symbole światła i cienia, które możemy odczytywać na wiele sposobów. Z tego powodu na uwagę zasługuje według mnie także przedostatnia scena, gdy główna bohaterka spotyka swoją zmorę w sądzie (gdy była uwięziona odwiedzał ją „Księżycowy człowiek”) i padają bardzo ważne słowa: „w ciemności wydawałeś mi się większy (straszniejszy)”. Film kończy scena, gdy Jessie odchodzi w końcu w stronę jasności, słońca.
Strach ma wielkie oczy
Myślę, że nawiązanie do ciemności/mroku niesie uniwersalne przesłanie. Jeśli coś pozostawiamy w ciemności, czyli nie nazywamy, nie konfrontujemy się z tym, pomimo że to boli, to jest to dla nas straszniejsze, niż gdybyśmy „rzucili na to trochę światła”. Chociaż rozumiem jakie to jest trudne i bolesne, to myślę, że warto podjąć ten trud, aby ostatecznie życie okazało się być bardziej znośne, a nawet satysfakcjonujące.
Często też słyszę od Pacjentów, że gdy odważyli się na konfrontację i zderzenie z rzeczywistością, to co było takie straszne w ich umysłach okazało się mniej przerażajace niż zakładali. Pamiętajmy, że lęk i strach karmią się unikaniem. Postarajmy się więc odciąć je od źródeł pokarmu i zwróćmy się ku światłu.
A Ty masz w sobie przestrzeń żeby poznać „Grę Geralda”?
Dodaj komentarz