Gdy raz tego doświadczysz, zostanie to z Tobą do końca życia
Są tematy „gabinetowe”, do których jest mi bardzo blisko, bo sama doświadczyłam ich na własnej skórze i dzięki temu jestem również świadoma, z czym mi łatwiej, a z czym trudniej pracować.
Modelka z „Empiku”
Jednym z takich tematów są zaburzenia odżywiania, z którymi poznałam się, gdy miałam 15 lat. Pewnego dnia zobaczyłam (po latach mam nawet żywy flashback) na wystawie Empiku magazyn modowy ze szczupłą modelką w stroju kąpielowym w kolorze bakłażana i przerwą między udami, i pomyślałam, „ja też tak chcę”. Ten obraz stał się moją motywacją, która w ciągu dwóch miesięcy, doprowadziła mnie do momentu, gdy moje ciało z dużą niedowagą zatrzymało procesy fizjologiczne, aby „wykrzyczeć” mi, że jednak nie jest to najzdrowsza droga do poczucia szczęścia i kontroli. Tylko kto w wieku nastoletnim przejmuje się takimi rzeczami? Ja byłam na to głucha, bo miałam przynajmniej jedną rzecz, która była pod moją całkowitą kontrolą (w odróżnieniu np. od relacji z bliskimi, czy rówieśnikami) i nie musiałam się dodatkowo przejmować opiniami na temat nadprogramowych kilogramów, a słowa, że wyglądam „chudo”, zamiast niepokoić dostarczały mi ogromną gratyfikację, a tym samym wzmocnienie, aby pozostać na obranej ścieżce. To był niestety dopiero początek. Po prawie 25. latach temat ten jest nadal ze mną, ale już w innej postaci – czasami czuję jakbym znalazła się po drugiej stronie barykady, gdzie jedzenie jest szybkim ukoicielem trosk, a mieszanka cukru i tłuszczu zapewnia zastrzyk dopaminy i chwilowy haj, który dosłownie i w przenośni, osładza ciężki dzień i trudne przeżycia.
„Szewc bez butów chodzi”
Czyżby w moim przypadku „szewc bez butów chodził”? Pomimo tego, że po latach pracy zawodowej i nad sobą, mam wiedzę, większą świadomość siebie i znajomość procesów psychologicznych, ale myślę, że ta walka i wrażliwość na tematy związane z jedzeniem, która czasami przejawia się nawet fizycznym dyskomfortem, skończy się dopiero z moim ostatnim oddechem, a jedyne, co mogę z tym robić, to świadomie, w sposób zdrowo-dorosły zarządzać tym tematem, czasem z lepszym, czasem z gorszym skutkiem.
Wiem też, że współczesny świat stoi na takich wartościach jak prezencja, wywieranie wrażenia na innych, wygląd ( często nierealny i wystudiowany do granic). Nigdy nie będę jednak orędownikiem chudości, a mądrości i dążenia do równowagi. Jakbym miała moc przekonywania, to bym wszystkim wykrzyczała: trzymaj się z dala od tego tematu, bo to wciągające i wszechogarniające bagno!
Poznaj, co oznacza (nie)jedzenie
Temat zaburzeń odżywiania porusza też dzisiejsza książka „Głodne. Reportaże o (nie)jedzeniu” Klaudii Stabach (Wydawnictwo Wielka Litera). Osobiście zmieniłabym tytuł na „Głodni” – jako odniesienie do ludzi w ogóle, bo zaburzenia odżywiania, to temat także dotykający chłopców i mężczyzn, szczególnie tych, którzy trafią w niezdrowe otoczenie, wymagające od nich konkretnego wyglądu, wagi i wyników, jak np. w niektórych sportach, w świecie mody, czy tańca.
Duży plus za przewrotny dopisek „(nie)jedzenie” – widzicie, ile jest w tym znaczeń? Ja widzę ich mnóstwo, m.in. to, że zaburzenia odżywiania, to nie tylko chudość i anoreksja, ale również:
- nie tylko jedzenie – to zdecydowanie coś więcej niż tylko czynność, czy pokarm, bo u podłoża znajduje się mnóstwo wątków psychologicznych,
- nie tylko niejedzenie – czyli frustracja za pomocą niedostarczania odpowiedniej ilości kalorii,
- nie(zdrowe) jedzenie – przejadanie się, ortoreksja, czyli wybiórczość pokarmowa.
Mam niemały problem z tą pozycją, bo z jednej strony rozumiem zamysł jaki przyświecał autorce, aby przybliżyć temat zaburzeń odżywiania, odczarować go i sprawić, aby przestał być tabu, co czyni przez opis historii poszczególnych bohaterów, a nawet przywołując wypowiedzi autorytetów w tej dziedzinie, w tym pielęgniarek, czy terapeutów, a także sięgając po spojrzenie najbliższych na problem ich dzieci, czy krewnych. Z drugiej strony czegoś mi zabrakło, możliwe, że czegoś na kształt poradnika dla osób, które z tymi problemami się zmagają i coś co by dało nadzieję?
Jest coś w tej książce i temacie, co mnie bardzo porusza (i denerwuje jednocześnie) – bo wiem, jak trudna jest walka z zaburzeniami odżywiania, i jak szybko można uruchomić takie osoby do powrotu na stare, niezdrowe tory. I wcale nie wystarczy powiedzieć takiej osobie, „przestań to sobie robić”, „przestań jeść”, „zacznij jeść” itd. Jeśli ktoś sam nie odnajdzie w sobie siły i motywacji do zmiany, to żadne słowa z zewnątrz mu nie pomogą, nic nie zmienią, a jedynie doprowadzą do większej frustracji i wybuchowej mieszanki emocji, które mogą być często zagłuszone jedzeniem bądź niejedzeniem.
Pamiętam, że pisząc pracę magisterską o „syndromie gotowości anorektycznej” (kto by pomyślał, że wezmę się za taki temat :)) słyszałam od promotorki, że porywam się z motyką na słońce, aby badać osoby, chorujące na anoreksję, bo tworzą one jedną z najbardziej opornych grup na leczenie i po prostu nie uda mi się nawet uzbierać odpowiednio licznej grupy badanych. I miała rację. Sposoby w jaki próbują one uzyskać swój cel są zaskakujące, a system kłamstw nie wiem, czy nie jest bardziej rozbudowanych niż u osób uzależnionych. Stąd ostatecznie zatrzymałam się na temacie, który miał wskazać „predyspozycje” do rozwinięcia zaburzeń, a nie badać osoby chorujące. Moje dociekania i badania wskazały za główny czynnik wpływ mediów, kultury i wzorców społecznych, ale to absolutnie nie wyjaśnia wszystkiego. Ogromny wpływ mają też m.in. czynniki rodzinne i historia życia. Od zdarzeń naruszających cielesność, w tym nadużycia i wykorzystanie seksualne, które doprowadzają do chęci zatrzymania wszystkiego na poziomie dziecięcego ciała lub sprawienia, że będzie ono nieatrakcyjne fizyczne poprzez nadwagę czy otyłość – stanie się zbroją nie do przebicia. Po różne dysfunkcje rodzinne – rodzic uzależniony, nieobecny, frustrujący, kontrolujący, parentyfikujący, karzący i krzywdzący, ograniczający także poprzez swoją osobowość i niedojrzałość emocjonalną, co może doprowadzić do zatrzymywania dorastania i przez to dorosłości, wszystko po to, aby mieć przy sobie zawsze zależne od siebie dziecko.
Z własnego doświadczenia wiem, że tu nie chodzi tylko o wygląd, to jedynie pokłosie niezdrowych relacji z jedzeniem, ale sedno jest zupełnie gdzie indziej.
Nagroda czy kara?
Pamiętajmy, że jedzenie może być zarówno najlepszą nagrodą, jak i karą, którą sobie sami wymierzymy. Z jednej strony możemy „zaprosić” Odłączonego Ukoiciela, który utuli nas, wytrze łzy, „zapełni” pustkę, a następnie wywoła poczucie winy i zmusi nas do obietnicy, że to się nie powtórzy. Niestety tylko do kolejnego gorszego dnia i kryzysu, gdy znów zanurkujemy w lodówce lub szafce ze słodyczami. Z drugiej strony możemy być owładnięci potrzebą kontroli i wpływu, których nam brakuje w relacjach, czy innych, istotnych obszarach życia, więc wybierzemy to, co skontrolować paradoksalnie łatwo, czyli swoje ciało i ilość dostarczanych kalorii. Tylko ten Perfekcjonistyczny Kontroler nie powie nam, że angażując swoje wszystkie zasoby w kontrolę jedzenia, wagi i podporządkowania swojego dnia różnym nadmiarowym rytuałom, życie na nas nie poczeka, bliscy ani znajomi także. Bo kto ma ochotę umawiać się i przebywać z osobą, która wszystkiego odmawia albo przychodzi z własnym lunchboxem, jest wiecznie poirytowana (bo jest np. głodna), odłączona, sztywna w myśleniu i działaniu, nieobecna myślami, albo po prostu nie ma na nic siły?
Dodatkowo nie myślcie, że wasze dzieci tego nie widzą. Czy tego chcecie, czy nie, wasz stosunek do jedzenia i ciała przekazujecie waszym dzieciom, szczególnie przez modelowanie zachowań, ale także w codziennej narracji, czyli komentarzach o sobie i innych.
Jeśli uważacie, że to wszystko zasługa tylko mediów społecznościowych, to jesteście w ogromnym błędzie. Zaburzenia odżywiania – a raczej ten fragment, który widzimy, czyli jedzenie lub niejedzenie, to tylko wierzchołek góry lodowej, pod którym kryje się często poczucie bycia niewystarczającym, wadliwym, niepełnowartościowym, niegodnym miłości.
Zwróć się po odpowiednią pomoc!
Dlatego, jeśli czujesz, że ten problem może Ciebie dotyczyć, nie zwlekaj – skorzystaj z pomocy specjalistów, m.in. lekarzy psychiatrów (czasami niezbędna jest farmakoterapia, np. przy kompulsywnym objadaniu się, czy przy towarzyszących zaburzeniach nastroju), jak również psychoterapeutów, którzy pomogą Ci zrozumieć, skąd się to u Ciebie bierze, jaką funkcję pełni oraz jakie są zdrowe rozwiązania.
To żaden wstyd, czy ujma, a wręcz wyraz troski o siebie i krok ku zdrowieniu, gdy jesteśmy w stanie przyznać, że jednak sami nie dajemy rady, czy czegoś nie rozumiemy. Jest to często pożegnanie Wewnętrznego Perfekcjonistycznego Kontrolera, który nie wybacza błędów i chce żebyśmy zamiast ludźmi, ze wszystkimi słabościami, byli perfekcyjnymi robotami, którzy są idealni w swoim zachowaniu i wyglądzie.
Uważaj na wszelkie „motylki” i „Any”
Jednocześnie uważajcie na wszelkie treści i grupy (także niby terapeutyczne), które gloryfikują chudość i wyśrubowane, nierealistyczne wzorce (lubią się nazywać motylkami lub wyznawczyniami pro-ana), będą one tylko wyzwalaczem, aby dalej trwać w wyścigu, kto szybciej, bardziej, lepiej.
Trzymam za Was wszystkich kciuki, abyście znaleźli w sobie siłę i motywację, żebyście zrozumieli, o co w tym wszystkim chodzi, bo to pierwszy krok ku zdrowiu. Wiem, o czym mówię, szczególnie, że sama tam byłam…
I jak, czy nadal sądzisz, że zaburzenia odżywiania to tylko presja, aby mieć ciało gotowe na wakacje i strój kąpielowy?
Dodaj komentarz