29 marca 2023

Jak towarzyszyć innym w umieraniu wg „Johnny’ego”

Są filmy, na które nie chodzę do kina, bo wiem, że będę ryczeć jak bóbr, no i to jest jeden z nich – „Johnny”. Oparta na faktach historia przyjaźni między księdzem Janem Kaczkowskim, a jego podopiecznym Patrykiem Galewskim, pokazuje, że można zmienić swój los, biorąc odpowiedzialność i otaczając się życzliwymi ludźmi, nawet mimo okropnego startu i słabego wyposażenia od rodziny pochodzenia i środowiska.

 

 

Postać Jana Kaczkowskiego zawsze mnie wzruszała i inspirowała. Ta jego determinacja i pogoda ducha, pomimo diagnozy raka, no i życie na „pełnej petardzie”, które wręcz czasem mnie zawstydzało, że pomimo posiadanego zdrowia, towarzyszyło mi więcej narzekania niż temu człowiekowi. Ksiądz Jan mnie poruszał także dlatego, że przypominał mi bliską osobę, którą straciłam.

 

 

Nie będę odnosiła się do walorów estetycznych filmu, czy nawet fabuły, chociaż Dawid Ogrodnik wg mnie zasługuje na Oskara za przywrócenie nam księdza Jana przynajmniej na chwilę, ale jedna rzecz szczególnie mnie zatrzymała. Chodzi o moment towarzyszenia, umierającej osobie w jej ostatnich chwilach. Pięknie i mocno (scena, gdy ksiądz Jan konfrontuje Patryka) jest to tutaj pokazane. Niestety często dla własnego komfortu i z nieumiejętności poradzenia sobie z bólem i cierpieniem, chcemy zatrzymać to, co nieuniknione. Robimy to na siłę, bez poszanowania drugiej osoby. A wystarczy czasami po prostu (wy)trwać w tych piekielnie trudnych chwilach i zapewnić, także sobą, spokój odchodzącej osobie.

A Ty widziałeś już Johnny’ego?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *