Nancy Etcoff przez wszystkie strony swojej książki pod krzykliwym tytułem „Przetrwają najpiękniejsi”, broni, uzasadnia i przekonuje do tej tezy, która ma się stać receptą na odniesienie sukcesu w życiu. Poprzez dobór biologicznych i społecznych argumentów przekonuje, że piękno zewnętrzne jest podstawą powodzenia we wszystkich aspektach, rozpoczynając od najbardziej pierwotnego sukcesu reprodukcyjnego po powszechną akceptację, sukcesy towarzyskie czy nimb sławy.
Według autorki bezustannie jesteśmy nastawieni na wartościowanie urody innych ludzi. Bezrefleksyjnie potrafimy rozpoznać, czy twarz jest nam obca, czy znana, na dodatek od razu dostrzegamy jej atrakcyjność (niektóre eksperymenty wskazały, że wystarczy na to już 150 milisekund, a pierwsza ocena jest identyczna z tą wydaną po zastanowieniu się).[1]
Czy tego chcemy, czy nie, to powszechne przekonanie, że warto być pięknym zakorzeniło się w naszych umysłach i pociąga za sobą fakt, że coraz częściej sięgamy po bardziej radykalne metody, aby to piękno osiągnąć. Rozpowszechnione stosowanie kosmetyków (przywiązanie do ich używania przejawiały już cywilizacje starożytne, jak Egipcjanie, czy Rzymianie, a nawet odnajdywane są substancje o podobnym przeznaczeniu, wśród wykopalisk archeologicznych ludów prehistorycznych – np. pałeczki czerwonej ochry sprzed ok. 40 tys. lat)[2], podążanie za modą, upiększanie ciała tatuażami lub innymi ozdobami podtrzymuje kult piękna, które coraz częściej staje się sztucznym wytworem specjalistów chirurgii plastycznej. Mimo tego, co mówi znane powiedzenie, że „piękno jest w oku patrzącego”[3], a jak sparafrazował Roman Polański, że brzydota także, co wskazuje na fakt jak bardzo jest to odczucie subiektywne, to i tak staramy się zadowolić swoim wyglądem nie siebie, nie naszego partnera, ale całe nasze otoczenie. Chcemy osiągnąć coś uniwersalnego, co pozytywnie będzie oddziaływać, promieniować od nas w kierunku wszystkich spotkanych.
Nie bez przyczyny użyłam sformułowania promieniować, które idealnie zdaje się tłumaczyć tzw. zjawisko aureoli. Jej centrum może stanowić taki atrybut jakim jest uroda fizyczna, a od której przenosi się poświata, podobnie jak aureola opromienia sylwetkę swojego posiadacza, na wszystkie inne cechy, takie jak intelekt czy sympatia. Wg Etcoff nasze oczekiwania wobec osób atrakcyjnych są ogromne i nieważne, czy chodzi o wykonywanie skomplikowanych prac, czy sprawdzenie się jako kochanek. Postrzegamy ich jako szczęśliwszych, mających lepszą posadę oraz udane małżeństwa.[4]
Co do mylności tej tezy przekonuje autorka na dalszych kartach swego dzieła, stwierdzając, że to nie uroda sprawia, że ludzie są bardziej szczęśliwi, za wyjątkiem realizowania się w związkach romantycznych, gdzie zdaje się ona mieć duże znaczenie. Według Myersa i Dienera to co determinuje poczucie szczęścia to drobne przyjemności dnia codziennego oraz coś, co jest umiejscowione wewnątrz jednostki jak np. poczucie kontroli, szacunek do własnej osoby, optymizm czy poczucie bezpieczeństwa[5].
Wracając do meritum, efekt aureoli jest odczuciem subiektywnym, wytworzonym podczas kontaktu obserwatora z daną osobą. Mimo to zostaje uruchomiony wrodzony automatyzm[6], który nakazuje nam postrzegać osobę ładną jako inteligentną, miłą, uprzejmą itd. Jak również zadziała to analogicznie, choć o zabarwieniu pejoratywnym przy osobie mniej urodziwej, której automatycznie przypiszemy, że jest niemiła, gburowata, a nawet mało inteligentna.
Należy się zastanowić, czy do końca tak jest, jak opisuje to Etcoff, że uroda równa się inteligencja? Przyglądając się bowiem życiu codziennemu, często osoby ładne, o wystudiowanym wyglądzie, są uważane za próżne i mniej inteligentne niż ich mniej urodziwi koledzy, czy koleżanki, tzw. intelektualiści. Według mnie uroda często może być przykrywką dla braku innych, często właśnie intelektualnych kompetencji. Skąd się bowiem wzięło mnóstwo dowcipów o niezbyt rozgarniętych, choć urodziwych blondynkach (nikogo nie urażając, sama mam takowy kolor włosów) i czy na pewno chcemy być obsługiwani, np. w urzędzie przez piękną panią, której czar znika, gdy tylko otworzy usta?
Może właśnie rację miał Oskar Wilde, że „(…) prawdziwa piękność kończy się tam, gdzie zaczyna intelektualizm”[7], wskazując, że jeden atrybut wcale nie pociąga za sobą drugiego, a wręcz się wykluczają i ścierają. Według pisarza nie mogą one ze sobą współistnieć, ze względu na swoje „pochodzenie” – jedna jako sfera estetyki i odczuć, a druga jako „twardy” walor umysłu.
Kolejnym dobitnym tego przykładem mogą być słowa Karla Krausa, że „istnieją kobiety, które nie są piękne, lecz tylko tak wyglądają”, oczywiście rozszerzając to stwierdzenie także na mężczyzn, można ulec sugestii autora, że wrażenia wzrokowe mogą nas mylić, być złudne, co do oceny wnętrza danej osoby. Aforysta ten posuwa się w swoich poglądach jeszcze dalej twierdząc, że „piękna kobieta posiada tyle rozumu, że można jej wszystko powiedzieć i o niczym z nią nie rozmawiać”. Czy po takiej analizie w dalszym ciągu powinniśmy się identyfikować z tezą, że uroda przynosi nam ze sobą, za darmo, także inteligencję?
Oczywiście całe rozważanie na temat urody ma dwoistą naturę – z jednej strony mamy fakty, że ładnym żyje się po prostu łatwiej i przyjemniej, dzięki ich fizycznym zaletom, ale też nasze społeczeństwo nie ustrzegło się przed negatywnym kojarzeniem urody z brakami intelektualnymi. Według mnie zarówno pierwszy, jak i drugi pogląd jest podstawą stereotypów, z którymi trudno się walczy na co dzień, zwłaszcza znając sposoby reagowania ludzi na docierające do nich informacje i stosowane automatyzmy oraz skróty poznawcze. Gdybyśmy ich nie stosowali, nie radzilibyśmy sobie z przetwarzaniem i analizą napływających do nas informacji, których jest po prostu za dużo. Natomiast droga na tzw. skróty często wydaje się właściwa, bowiem gdyby tak nie było, nie byłaby ona tak zakorzeniona i często stosowana.[8]
Wydaje się jednak, że stosowane przez nas strategie poznawcze i potoczne myślenie, spowodują, że wykształconym, oczytanym osobom, których dodatkowym atutem jest uroda, będzie coraz trudniej udowadniać, że są wartościowymi ludźmi, także pod względem intelektualnym, a nie tylko estetycznym. Jest to jednocześnie wskazówka dla nas, aby przystanąć na chwilę i zastanowić się przed pochopnym przypięciem jakiejkolwiek etykietki i wydaniem oceny danej osobie, zwłaszcza gdy wydaje nam się ona nieprzeciętnie atrakcyjna.
Zamiast walki z wiatrakami, czyli stereotypami na temat wyglądu, może warto je wykorzystać w swoim celu i poprawić swój wizerunek zewnętrzny, tak aby „żyło się lepiej”? – zarówno pod względem psychologicznym, gdy nasze samopoczucie poszybuje w górę, podczas miłego feedbacku z otoczenia, jak i czysto pragmatycznym, gdy nasza uroda pomoże nam w niejednej sytuacji społecznej.
Przypisy:
[1] N. Etcoff, Przetrwają najpiękniejsi, Wyd. CiS, WAB, Warszawa 2000, s. 14.
[2] Więcej na ten temat w N. Etcoff, Przetrwają najpiękniejsi, Wyd. CiS, WAB, Warszawa 2000, rozdz. 4, „Maski i powłoki”.
[3] N. Etcoff, Przetrwają najpiękniejsi, Wyd. CiS, WAB, Warszawa 2000, s. 8.
[4] N. Etcoff, Przetrwają najpiękniejsi, Wyd. CiS, WAB, Warszawa 2000, s. 70.
[5] N. Etcoff, Przetrwają najpiękniejsi, Wyd. CiS, WAB, Warszawa 2000, s. 122-123.
[6] Por. R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, rozdz. 5 „Lubienie i sympatia – Kogo lubimy i za co. Atrakcyjność fizyczna.”
[7] O. Wilde – Portret Doriana Graya.
[8] Por. R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi…, rozdz. 1 „Narzędzia wpływu – Droga na skróty” oraz rozdz. 8 „W mgnieniu oka – W obronie uświeconych dróg na skróty”.
Dodaj komentarz